Panie Mecenasie, upadłość moją sąd ogłosił w październiku 2016 r. Nie posiadam majątku,oprócz comiesięcznego wynagrodzenia,które w proporcjonalny do ustawy sposób wpływa od roku na konto masy. Syndyk na pierwszym spotkaniu kazał spisać wszystkie wartościowe rzeczy, telewizor, kino domowe i nawet drobny sprzęt agd. Poinformowałam go też, że posiadaliśmy z byłym mężem samochód, który jest u byłego. Auto to było mocno skorodowane,wiekowe, bez przeglądu i niejeżdżące.Do dziś nie wiem, czy sędzia komisarz odstąpił od spieniężenia mojego „majątku”, nie mam planu spłaty wierzycieli, w aktach są tylko dwa kwartalne sprawozdania z których nic nie wynika, oprócz tego,że syndyk założył konto dla masy, ile na koniec kwietnia było tam środków,ile z tych środków syndyk pobrał na swoje bieżące potrzeby. Na moje maile syndyk nie odpisuje, w ogóle mam wrażenie, że jego wiedza na temat upadłości jest mierna. W toku postępowania bank zabezpieczając swoje interesy eksmitował byłego męża (kredyt – główny nasz długo, był pod zastaw domu, a dom własnością tylko byłego). Syndyk wpadł wtedy w popłoch, twierdząc,że teraz to on nie wie ile jestem winna bankowi,skoro zabrał dom. Po jakimś czas znów, stwierdził,że zabezpieczenie się banku przez zabranie domu nie ma wpływu na wysokość mojego długu, bo kredyt wzięliśmy z mężem w czasie trwania małżeństwa i solidarnie za niego odpowiadamy. W związku z całą tą dziwną sytuacją powinnam poprosić sąd o zmianę syndyka? Czy będzie to lepsze rozwiązanie? Czy raczej zacisnąć zęby i czekać. Wiem, że wniosek o zmianę syndyka przedłuży moją sprawę. Nadmienię jeszcze w ciągu tego roku „upadku” zmieniłam adres zamieszkania i jednocześnie nie jestem już w okręgu sądu który ogłosił moją upadłość. Bardzo proszę o radę,mam dość opieszałości mojego syndyka i komentarzy: „Zawsze może Pani umorzyć postępowanie”.